Recenzje

APPLE IPHONE 8 VS APPLE IPHONE X

APPLE IPHONE 8 VS APPLE IPHONE X

Apple iPhone 8Apple iPhone X

APPLE IPHONE 8 APPLE IPHONE X
Producent Apple Apple
Rodzina Apple iPhone Apple iPhone
Segment Smartfon flagowy Smartfon flagowy
System operacyjny iOS 11 iOS 11
Data premiery 2017 2017
Ekran
Przekątna ekranu 4.7 cali 5.8 cali Apple iPhone X ma większy ekran.
Rozdzielczość ekranu 1334 x 750 2436 x 1125
Rodzaj matrycy IPS LCD (True Tone) OLED
Zagęszczenie pikseli 326 ppi 458 ppi
Procesor
Model procesora Apple A11 Apple A11
Liczba rdzeni sześciordzeniowy sześciordzeniowy
Pamięć
Maksymalna pamięć operacyjna 2 GB RAM 3 GB RAM Apple iPhone X ma więcej pamięci RAM
Maksymalna pamięć wewnętrzna 256 GB 256 GB
Obsługa kart microSD nie nie
Aparat główny
Rozdzielczość matrycy 12 Mpix 12 Mpix
Jasność przysłony f/1,8 f/1,8
Optyczna stabilizacja obrazu tak tak
Dioda doświetlająca poczwórna poczwórna
Druga matryca 12 Mpix, teleobiektyw (dwukrotne optyczne przybliżenie), f/2,4
Aparat przedni
Rozdzielczość matrycy 7 Mpix 7 Mpix
Jasność przysłony f/2,2 f/2,2
Łączność
LTE tak tak
WiFi 802.11 a, b, g, n, ac, dwuzakresowe, MIMO 802.11 a, b, g, n, ac, dwuzakresowe
Bluetooth 5.0 5.0
GPS GPS/A-GPS/GLONASS/BDS GPS, A-GPS, Glonass, BeiDou
NFC tak tak
USB Lightning Lightning
Dual SIM nie nie
Zabezpieczenia i czujniki
Czytnik linii papilarnych tak nie
Czujniki akcelerometr, żyroskop, zbliżeniowy, oświetlenia, cyfrowy kompas, skaner twarzy akcelerometr, żyroskop, zbliżeniowy, oświetlenia, cyfrowy kompas, skaner twarzy
Wymiary i waga
Wymiary 138,4 x 67,3 x 7,3 mm 143,6 x 70,9 x 7,7 mm
Waga 148 g 174 g Apple iPhone 8 jest lżejszy
Inne
Stopień ochrony IP67 IP67

iOS vs android ? Kto wygra batalie ?

 

Dlaczego wybrać Androida?

Foto: mac morrison / CC BY 2.0 / Flickr

Różnorodność cenowa

Foto: Stephen Lam / Stringer / Getty Images

Zarówno jeśli chodzi o rodzaj urządzenia z Androidem, jak i cenę. iPhone może być tylko drogi lub bardzo drogi. W przypadku konkurencyjnego systemu jest całe spektrum urządzeń do wyboru. Dawniej mówiło się, że Android jest dla biednych. To było krzywdzące, bo co złego w tym, że wielu ludzi może pozwolić sobie na smartfona? Inna sprawa, że to hasło jest już nieaktualne, bo niektóre flagowe smartfony z Androidem są zbliżone ceną do iPhone’ów.

Zwykle wcześniej otrzymuje nowości sprzętowe

Choć Apple jest wciąż największą i najpotężniejszą firmą technologiczną świata, ostatnio zwyczajnie odpowiada na trendy i nowinki technologiczne, zamiast je wyznaczać. Pierwszy wodoszczelny smartfon tej firmy to iPhone 7. To rozwiązanie zastosowano już – by daleko nie szukać – np. w Xperii Z1, telefonie sprzed trzech lat. Podobnie sprawa ma się z podwójnym aparatem większego iPhone’a 7 Plus – to rozwiązanie z powodzeniem stosowała wcześniej androidowa konkurencja. Są też funkcje, powszechne w świecie Androida, których w iOS za żadne skarby świata nie znajdziecie – wejście na zewnętrzne karty pamięci, dual SIM, bezprzewodowe ładowanie, szybkie ładowanie – to tylko początek listy. Na tym zdawałoby się pięknym obrazie Androida jest jedna skaza – zwykle nie znajdziecie wszystkich tych funkcji razem w jednym urządzeniu, chyba, że w tych najdroższych.

Możliwość personalizacji

Znudziło cię już oglądanie tego samego układu aplikacji, aktualizacja po aktualizacji? iOS jest sztywny, Android dopuszcza do pewnego stopnia ingerencję użytkownika. Możesz pobrać nowy wygląd urządzenia, możesz usunąć z ekranu głównego aplikacje, z których nie korzystasz, w niektórych przypadkach nawet je odinstalować bez rootowania urządzenia. Nie musisz grzebać w menu opcji, by wyłączyć lokalizację. Mówiąc krótko – jeśli coś ci się w Androidzie nie podoba, zwykle możesz to zmienić. iOS musisz zaakceptować z całym dobrodziejstwem inwentarza.

Lepsze aplikacje ogólne

Bądźmy szczerzy – większość właścicieli smartfonów, z iOS czy z Androidem, to użytkownicy niewymagający. Telefon ma po prostu działać, ma mieć wszystko, co potrzebne, w tym aplikacje. I tak jest, zwłaszcza w Androidzie, który ma 84 proc. udział w rynku, więc każdy szanujący się deweloper chciałby tam być ze swoją aplikacją. Jednak pamiętajmy, że Apple to przede wszystkim producent sprzętu, a Google – oprogramowania. Dlatego mobilny Gmail, Mapy, Chrome, wirtualny asystent, nawet klawiatura, są lepsze, niż odpowiedniki Apple. I to użytkownik iOS musi je sobie pobrać na telefon, a także uzbroić się w cierpliwość, gdy urządzenie różnymi sposobami będzie próbowało zachęcić go do powrotu do usług Apple.

Wejście słuchawkowe mini jack i brak przejściówek

Foto: Spencer Platt / Staff / Getty Images

Tu nikt nie komplikuje użytkownikom życia, twierdząc, że decyzja o usunięciu z iPhone’a 7 gniazda słuchawkowego „wymagała odwagi”. W przypadku telefonów z Androidem nie trzeba nosić ze sobą przejściówek czy kabli ze specjalnymi końcówkami – złącza się uniwersalne, otwarte. Taka jest większość androidowego świata. Większość, bo producenci powoli migrują ze standardu micro USB do USB typu C, co przez kilka lat będzie wymagało przejściówek ze starszych kabli czy ładowarek, dopóki to USB typu C nie będzie nowym, powszechnym standardem. I to ten port zastąpi słuchawkowego mini jacka.

Dlaczego wybrać iOS?

Foto: Tsahi Levent-Levi / CC BY 2.0 / Flickr

Abstrahując od ceny czy poszczególnych funkcji telefonów z Androidem oraz iOS-em, cały wybór sprawdza się do zasadniczej kwestii: zamknięty system, do którego Apple trzyma klucze, czy otwarty system, na bazie którego zewnętrzni producenci mogą dodawać swoje usługi. Tylko tyle i aż tyle. Jednak iOS ma przewagę nad Androidem w niektórych aspektach, jak np. w kwestii zabezpieczeń. Ale nie tylko – oto główne przewagi iOS-a.

Gwarantowane aktualizacje systemu

Foto: Håkan Dahlström / CC BY 2.0 / Getty Images

U Apple działa to jak w szwajcarskim zegarku. Gdy firma udostępnia nową aktualizację systemu, ta pojawia się natychmiast u użytkowników. Obejmuje nawet starsze modele – dla przykładu najnowszy iOS 10 dostępny jest też dla użytkowników iPhone 5 sprzed czterech lat. W Androidzie luksus aktualizacji starszych modeli rzadko jest spotykany. Poza tym na aktualizacje niejednokrotnie trzeba długo czekać, aż dany producent zmodernizuje też swoją nakładkę na Androida.

Priorytetowe aplikacje

Foto: Nintendo

Android może mieć na pokładzie lepsze aplikacje z kategorii ogólnej, jak mapy, poczta czy przeglądarka. Ale jeśli chodzi o aplikacje ekskluzywne, dedykowane danej grupie klientów, jak np. gry, to do iOS należy palma pierwszeństwa. Użytkownicy Apple statystycznie częściej płacą za aplikacje, dlatego zwykle to w App Storze najpierw pojawia się dany tytuł, jak choćby nowa gra mobilna Nintendo „Super Mario Run”. Inna sprawa, że prędzej czy później pojawią się też w sklepie z aplikacjami na Androida – Google Play.

Preinstalowany „crapware”? Zapomnij!

Foto: rusty_clark / CC BY 2.0 / Flickr

Tym słowem zwykło się określać programy/aplikacje śmieciowe. Takie, które są zupełnie nieprzydatne dla użytkownika, lecz nie da się ich usunąć. Instaluje się je na poziomie producenta lub telekomu, wynikają z różnych umów promocyjnych zawieranych pomiędzy producentem/telekomem a deweloperem danej aplikacji. W tej kwestii w świecie Androida panuje swego rodzaju „wolna amerykanka”. W przypadku iOS ilość oprogramowania jest zawsze taka sama, nieważne gdzie kupuje się iPhone’a, nikt na drodze dystrybucji nie może dodać coś swojego bez zgody Apple.

Lepsze wsparcie techniczne

Foto: Getty Images

Apple i jego serwisy partnerskie obrosły już legendą jeśli chodzi o poziom wsparcia klienta. Choć zdarzają się tu niemiłe sytuacje, procedura reklamacyjna w przypadku Apple przypomina spacerek w porównaniu z reklamacją innych urządzeń. Ale to też nie jest reguła.

A gdyby tak zjeść ciastko i mieć ciastko…

Foto: Spencer Platt / Staff / Getty Images

Wymaga to delikatnego kompromisu, ale da się. Mowa tu o smartfonach Google Pixel, spadkobiercach Nexusów. Problem z nimi jest taki, że są dość drogie (cenowo zbliżone do iPhone’ów) i oficjalnie nie są dostępne w Polsce. Działają pod kontrolą „czystego” Androida. To znaczy, że oprócz naprawdę podstawowych aplikacji, wszystko trzeba pobrać i skonfigurować sobie samemu. Dzięki temu telefon działa znacznie szybciej a użytkownik ma pełną kontrolę nad aplikacjami, jakie domagają się jego mocy obliczeniowej. Znika też problem opóźnionych aktualizacji – te pochodzą bezpośrednio od Google, nie trzeba czekać na modernizację nakładki producenta. Jednak Pixel nie ma logo Apple, a zgodzimy się, że funkcjonalność tego urządzenia to jedno, do użytkowników równie mocno przemawia jako wyznacznik statutu społecznego i odwzorowanie panującej obecnie mody.

Samsung odpowiada Cat’owi !

wa lata. Tyle czasu Samsung kazał nam czekać na następcę bardzo popularnego skądinąd modelu Galaxy Xcover 3. Nowy model – Galaxy Xcover 4 – jest zauważalnie lepszy od poprzednika, ale wielkich rewolucji brak.

Galaxy Xcover 4 jest jeszcze bardziej odporny na wodę niż poprzednik

Najnowszy reprezentant rodziny Xcoverów może się poszczycić certyfikatem IP68. Oznacza to, że został on poddany testom polegającym na 30-minutowych zanurzeniach w wodzie na głębokości 1,5 metra. W przypadku Xcovera 3 było to IP67, więc obudowa mogłaby się rozszczelnić na niższej głębokości.

Telefon spełnia także militarne normy MIL-STD 810G. Oficjalnie producent deklaruje, że Galaxy Xcover 4 jest odporny na działanie wysokich i niskich temperatur, wstrząsów, silnych wibracji i intensywnego światła słonecznego, ale realnie przy takim stopniu ochrony również i upadki na płaskie podłoże nie powinny być straszne.

Ekran urósł

Galaxy Xcover 3 miał mały, 4,5-calowy ekran o śmiesznie niskiej rozdzielczości 480p. Wyświetlacz Xcovera 4 ma rozsądniejsze parametry – 5-calowa przekątna i rozdzielczość 720p.

Wzrost wielkości ekranu to raczej zmiana na plus. Xcover 4 to telefon, który może być obsługiwany w roboczych rękawicach, więc z większym wyświetlaczem będzie to łatwiejsze.

Reszta wyposażenia jest skromna

Sercem telefonu jest Exynos 7570. To średniopółkowa jednostka zbudowana z czterech Cortex-ów A53 i grafiki Mali-T720, którą wspierają 2 GB pamięci RAM. Takie połączenie poradzi sobie tylko z podstawowymi zadaniami, ale chyba właśnie tym ma być Xcover 4 — telefonem do dzwonienia i internetu, który można bez obaw zabrać np. na budowę.

SAMSUNG GALAXY XCOVER 4
Producent Samsung
Rodzina Samsung Galaxy Xcover
Segment Smartfon ze średniej półki
System operacyjny Android 7.0 Nougat
Nakładka systemowa TouchWiz
Data premiery 2017
Ekran
Przekątna ekranu 5 cali
Rozdzielczość ekranu 1280 x 720
Rodzaj matrycy TFT LCD
Zagęszczenie pikseli 294 ppi
Procesor
Model procesora Exynos 7570
Liczba rdzeni czterordzeniowy, 4 x Cortex-A53 do 1,4 GHz
Układ graficzny Mali-T720
Pamięć
Maksymalna pamięć operacyjna 2 GB RAM
Maksymalna pamięć wewnętrzna 16 GB
Obsługa kart microSD tak, do 256 GB
Aparat główny
Rozdzielczość matrycy 13 Mpix
Jasność przysłony f/1,9
Optyczna stabilizacja obrazu nie
Elektroniczna stabilizacja obrazu nie
Dioda doświetlająca pojedyncza
Autofokus detekcja fazy
Aparat przedni
Rozdzielczość matrycy 4 Mpix
Jasność przysłony f/2,2
Optyczna stabilizacja obrazu nie
Łączność
LTE kat. 4
WiFi 802.11 a/b/g/n, dwuzakresowe
Bluetooth 4.2
GPS A-GPS, GLONASS
NFC tak
USB 2.0
Dual SIM nie
Zabezpieczenia i czujniki
Czytnik linii papilarnych nie
Czujniki akcelerometr, zbliżeniowy, cyfrowy kompas
Wymiary i waga
Wymiary 146,2 x 73,3 x 9,7 mm
Waga 172 g
Bateria
Pojemność akumulatora 2800 mAh
Inne
Stopień ochrony IP68, MIL-STD 810G

Na uwagę zasługuje fakt, że aparat główny ma przysłonę o dość dużej jasności f/1,9. O jakości zastosowanej matrycy nie wiadomo nic, ale jest szansa, że Xcoverem 4 będzie się dało cyknąć sensowną fotkę po zmroku.

Pojemność baterii to 2800 mAh. Biorąc pod uwagę zastosowanie ekranu o nieprzesadzonej rozdzielczości i układu wykonanego w niskim procesie litograficznym (14 nm), spodziewam się przyzwoitych czasów pracy na jednym ładowaniu.

Iphone 7 wpadka od apple ?

 

Pierwsze wrażenie? Mało iPhone’a 7 w iPhonie 7.

Nie da się ukryć, że w tym roku Apple poszedł po linii najmniejszego oporu. Po raz pierwszy w historii iPhone’a nowa generacja po zmianie numerka nie przynosi zupełnie nowego projektu obudowy. Firma Tima Cooka zdecydowało się na odgrzanie kotleta – niczym HTC lub Sony. Trzeci rok z rzędu pokazuje de facto ten sam telefon po lekkim liftingu.

iphone-7-26

Nie jestem z tego obrotu spraw zbytnio zadowolony. Od samego początku design iPhone’a 6 nie wzbudzał we mnie większych emocji – w przeciwieństwie do mających eleganckiego pazura iPhone’a 5 i iPhone’a 5s – a przez ostatnie 2 lata zdążył się wręcz opatrzyć. Liczyłem na nowe rozdanie, a tak naprawdę dostaliśmy nie iPhone’a 7, a iPhone’a 6ss.

Powrót do czarnego koloru był za to dobrym pomysłem.

Telefony Apple’a – od iPhone’a 3G do iPhone’a 5 – były czarne, ale trzy kolejne inkarnacje tego telefonu w ogóle nie były dostępne w tym kolorze. Osoby zainteresowane urządzeniem, w których front jest czarny, musiały decydować się na wersję szarą – Space Gray. Pozostałe trzy warianty kolorystyczne (srebrny, złoty i Rose Gold, czyli w złoto w odcieniu różu) miały oprócz obudowy w wybranym kolorze białe ramki dookoła ekranu.

W tym roku Apple zrezygnował z szarego koloru, a do trzech wersji z jasnym przodem dołączyły nie jeden, a dwa czarne warianty kolorystyczne. Testuję czarny egzemplarz w matowym wykończeniu, ale dostępny jest też onyksowy iPhone nazywany przez producenta Jet Black. To czarny wypolerowany na wysoki połysk, który, do czego przyznaje się sam producent, a potwierdzają to recenzenci, jest bardzo podatny na zarysowania.

Ze wszystkich iPhone’ów to ten matowy czarny podoba mi się teraz najbardziej.

Oczywiście złośliwcy mogą mówić, że gdyby Apple wypuścił telefon w kolorze sraczkowatym, to i tak fani piali by z radości, ale w tym szaleństwie naprawdę jest metoda. Czarny to kolor uniwersalny i po prostu brakowało go w ofercie w ostatnich latach. Prywatnie chcę kupić iPhone’a 7 Plus w czarnym macie, bo… zdążyłem się stęsknić za czarnym telefonem.

iphone-7-5

Zeszłoroczny Rose Gold był ciekawą odmianą, ale przez rok ten kolor zdążył się nieco znudzić. Poprzednie dwa iPhone’y miałem z kolei złote, a ostatni czarny telefon miałem bodajże na początku 2014 roku. Paradoksalnie czarny telefon, czyli w tym pozornie najnudniejszym kolorze, jest w tym momencie powiewem świeżości. To dopiero amazing, prawda?

Nie tylko kolorem człowiek żyje, czyli co nieco o zmianach w obudowie.

Na pierwszy rzut oka iPhone 6, iPhone 6s i iPhone 7 to… ten sam telefon. Jeśli mu się jednak przyjrzeć, to można dostrzec bardziej dyskretne fugi kryjące anteny, które poprowadzone są tylko przy krawędzi. W przypadku czarnej wersji kolorystycznej niemal nieodróżnialne od reszty obudowy, ale w wariantach jasnych wyglądają nieco gorzej niż w iPhonie 6 i iPhonie 6s.

Różnica w kwestii fug jest taka, że poprzednio w aluminiowej obudowie były dwa plastikowe paski, a teraz jest tylko jeden. W jasnych wersjach kolorystycznych wygląda to gorzej niż poprzednio. Apple’owi można też zarzucić, że popełnia ten sam błąd, który w ostatnich latach Sony i HTC nie dając klientom nic nowego – ale co jak co, firma Tima Cooka może sobie na to akurat pozwolić. Fani po iPhone’a 7 i tak ustawiali się w kolejce.

Najczęściej komentowaną zmianą jest z kolei wałkowany od miesięcy brak gniazda minijack.

W miejscu gniazda słuchawkowego w obudowie jest teraz grill głośnika. Co ciekawe, sam głośnik pozostał w miejscu, w którym był, a kratka po lewej stronie jest tylko po to, by telefon wyglądał symetrycznie. Nowością jest za to drugi głośnik do słuchania muzyki i oglądania filmów, który umieszczony został z kolei w górnej części telefonu – ale nie na krawędzi obudowy, a w miejscu głośniczka do prowadzenia rozmów telefonicznych.

 

Szkoda natomiast, że obiektyw nadal wystaje z obudowy, a w dodatku wulkan jest nieco większy, bardziej obły i przesunięty w lewo względem poprzednika – wiąże się to oczywiście z koniecznością zakupu nowego etui, bo te od iPhone’a 6 i iPhone’a 6s nie będą pasować. Przycisk Home z kolei już nie jest przyciskiem, a płytką dotykową wrażliwą na nacisk niczym ekran Force Touch z Apple Watcha i gładziki w nowych MacBookach.

Na tym lista zmian się w zasadzie kończy.

Oprócz tego, iPhone 7 jest teraz wodoodporny – spełnia normę IP67, czyli zanurzenie do metra głębokości na 30 minut. Reszta nowości znajduje się pod maską. Różnice są jednak naprawdę kosmetyczne. Szybszy procesor, więcej pamięci, lepsze aparaty – podczas czytania suchej specyfikacji może to robić wrażenie, ale w praktyce niemal od razu o tym zapomniałem.

Tak jak przesiadka z iPhone’a 6s na iPhone’a 6 była bolesna, to powrót do iPhone’a 6s po kilku dniach z iPhone’em 7 nie jest problemem. W obu przypadkach nic się nie zacina, aplikacje uruchamiają się błyskawicznie. iPhone 7 wygrywa na polu fotografii, ale głównie nocą. Czy za ciut lepsze zdjęcia, wodoodporność, głośnik stereo, dotykowy przycisk Home i czarną wersję kolorystyczną warto dopłacać kilkaset złotych?

Jeśli chodzi o rozdzielczość to od dwóch lat się nic na tym polu nie zmieniło.

Wyświetlacz ma taką samą liczbę pikseli, co w przypadku obu poprzednich modeli, co wypada słabo w porównaniu z konkurencją – ale co z tego? Rozdzielczość iPhone’a 7 – 750 pikseli w poziomie i 1334 piksele w pionie – w przypadku smartfona o przekątnej 4,7-cala wystarcza. Wyższe wartości mają sens tylko w przypadku wyświetlania treści VR.

 

Mobilna wirtualna rzeczywistość to nisza, a Apple na tym polu nie postawił nawet pierwszych kroków. Garstka osób, która chciałaby pooglądać fikołki albo inne ładne widoczki korzystając z Google Cardboard może być tym rozczarowana, ale dla wszystkich innych zagęszczenie pikseli na poziomie 326 ppi jest w pełni akceptowalne.

Mimo to ekran tylko na papierze jest ten sam.

Apple zmienił parametry wyświetlacza w kwestii odwzorowania kolorów. Tak jak zdjęcia wykonane iPhone’em 7 mają inny profil barw niż te z iPhone’a 6s (podglądając EXIF zdjęć można zobaczyć, że jest to Display P3 zamiast sRGB IEC61966–2.1), tak i ekran nieco inaczej odwzorowuje kolory. Mają one być bardziej zbliżone do rzeczywistych. Jak to wypada w praktyce?

Wyświetlacz iPhone’a 7 jest cieplejszy niż ten z iPhone’a 6s. Widać to nie tylko podczas porównywania zdjęć wykonanych nowym telefonem na ekranach iPhone’a 7 i iPhone’a 6s obok siebie, ale też podczas zwykłej nawigacji po systemie. Mówiąc prostym językiem: biały jest teraz bardziej żółty niż niebieski. Czerni na wyświetlaczu LCD niestety nieco brakuje do tej z AMOLED-ów.

A co z multimediami?

Rezygnacja ze złącza minijack rozwścieczyła mnóstwo osób. Doskonale to rozumiem, bo konieczność stosowania białej przejściówki (która na szczęście jest w pudełku) do podłączenia swoich ulubionych słuchawek to krok wstecz pod względem ergonomii. Straszna szkoda, że Apple nie wyrobił się na premierę iPhone’a 7 z bezprzewodowymi słuchawkami AirPods.

 

Przewód nowych słuchawek jest o ok. 5 cm dłuższy od Ear Podsów ze złączem minijack, ale oba modele mają taką samą długość jeśli do poprzednich podłączy się wspomnianą przejściówkę. Apple’owi należy się też karny siusiak za to, że nowe słuchawki z końcówką Lightning pakowane są w kawałek kartonu, a nie wygodne plastikowe pudełko. Do zeszłorocznego etui ledwo się mieszczą.

Jak jest z jakością dźwięku?

Dobra wiadomość – ma się rozumieć dla osób, które były wcześniej zadowolone z Ear Podsów – jest taka, że nie sposób wyczuć różnicy podczas słuchania muzyki z nowych słuchawek ze złączem Lightning w porównaniu do tej odtwarzanej na zeszłorocznym zestawie słuchawkowym od iPhone’a 6s podłączonego do tego samego gniazda przez przejściówkę minijack na Lightning.

Paradoksalnie nie oznacza to, że nic się w kwestii audio nie zmieniło. Porównując te same utwory odtwarzane z iPhone’a 6s i iPhone’a 7 okazało się, że dźwięk z tegorocznego telefonu jest nieco lepszej jakości – czystszy i z mocniejszym basem. Jestem też bardzo zadowolony z podwójnego głośnika, który jest w dodatku sporo głośniejszy niż ten pojedynczy z iPhone’a 6s.

Nowy aparat pokazuje swoją wyższość, ale dopiero po zmroku.

Zdjęcia wykonane nowym telefonem Apple’a w ciągu dnia są niemal nie do odróżnienia od tych z iPhone’a 6s i nadal mają rozdzielczość 12 Mpix. Dopiero po zmroku nowy aparat daje znacznie lepsze efekty. To zasługa jaśniejszego obiektywu o świetle f/1.8 i optycznej stabilizacji obrazu, która rok temu była dostępna wyłącznie w telefonie w wersji z 5,5-calowym ekranem. Szkoda natomiast, że w tym roku z kolei podwójna kamera zarezerwowana została dla iPhone’a 7 Plus.

 

Klienci muszą wybrać: więcej funkcji fotograficznych w iPhonie 7 Plus czy niewielkie gabaryty w iPhonie 7. W obu wariantach niewiele zmieniło się w trybach wideo. Nie można mieć ciastka i zjeść ciastka – do wyboru są filmy w 4K przy 30 klatkach na sekundę lub w rozdzielczości 1080p przy 60 FPS. Większe zmiany in plus widać w przypadku przedniego aparatu: lepszą jakość i możliwość rejestracji wideo w Full HD zapewnia nowy 7-megapikselowy aparat – w iPhonie 6s kamera miała 5 Mpix.

Poprawy nie widzę natomiast w kwestii szybkości, ale nie jest to problemem.

Przez cały weekend używałem iPhone’a 7 i iPhone’a 6s na zmianę. W syntetycznych testach układ z nowego modelu jest nieco szybszy od tego z zeszłorocznego modelu, ale w praktyce trudno to zauważyć. Na uwagę zasługuje jednak to, że nowy czterordzeniowy chip Apple A10 Fusion z koprocesorem M10 składa się z czterech rdzeni: dwóch energooszczędnych i dwóch bardzo wydajnych.

Z energooszczędnych rdzeni telefon korzysta w większości wypadków w celu przedłużenia czasu pracy z dala od gniazdka. Te mocniejsze uaktywniają się pod obciążeniem np. po uruchomieniu gier lub innych zasobożernych aplikacji. Oceny akumulatora i czasu pracy jak na razie się jednak nie podejmuję – jest ciut lepiej, niż w rocznym iPhonie 6s, ale ma rewolucji.

Niezniszczalny smartfon ? Tylko CAT S60 !

 

CAT S60 nie zaskakuje i jest urządzeniem, jakiego mogliśmy spodziewać się po tej budowlanej firmie. Cechuje się charakterystyczną czarno-żółto-srebrną obudową, która wykonano z wysokiej jakości materiałów. Z przodu zastosowano wzmacniane szkło Corning Gorilla Glass 4, na bokach wyraźnie widać aluminium, zaś z tyłu znajduje się gumowany plastik, który doskonale absorbuje siłę uderzenia.

CAT S60 obudowa

Dodatkowo smatfon jest wyposażony w stalową ramę. Wszystko to sprawia, że urządzenie może wytrzymywać wielokrotne upadki z wysokości 1,7 metra. Dodatkowo urządzenie spełnia wymagania niezbędne do otrzymania certyfikatu MIL-STD-810G i jest w dużej mierze odporny na niskie ciśnienie, wilgotność, promienie słoneczne oraz środowisko kwasowe.

Sprzęt jest naprawdę nieźle wykonany i nie odbiega pod tym względem od poprzednich smartfonów CAT-a.

Urządzenie jest niezwykle grube i sprawia wrażenie bardzo solidnego. Zazwyczaj chwila korzystania z niego to za mało, by jednoznacznie stwierdzić, czy wytrzyma ono kilka lat ciężkiej pracy, ale w tym przypadku jest zupełnie inaczej. Urządzenie jest wręcz mocarne, nieprzyzwoicie ogromne. Jeżeli cenicie sobie bardziej wytrzymałość sprzętu niż jego wygląd, CAT S60 zdecydowanie jest smartfonem przeznaczonym dla was.

CAT S60 FLIR

Warto wspomnieć, że urządzenie jest w pełni wodoodporne, całkowicie szczelne i można je zanurzyć maksymalnie na dwa metry. Większe głębokości nie wchodziły w grę z powodu otworów głośnika oraz mikrofonu. CAT rozwiązał ten problem stosując na tych elementach zaślepki. Za pomocą jednego przełącznika można wybrać, czy telefon ma być szczelny, czy nie. Po wybraniu trybu szczelnego głośnik i mikrofon są zasłaniane, a urządzenie może wytrzymać o wiele większe ciśnienie, a konkretnie głębokość 5 metrów.

Przedstawiciel CAT zarzekał się, że urządzenie to jest najwytrzymalszym smartfonem na rynku i jedynym, który może wytrzymać taką głębokość.

Specyfikacja techniczna urządzenia też jest całkiem dobra. Składa się na nią procesor Qualcomm Snapdragon 617 mający osiem rdzeni Cortex-A53, 3 GB RAM, 32 GB pamięci flash oraz 4,7-calowy wyświetlacz o rozdzielczości 1280 x 720 pikseli i maksymalnej jasności równej 500 nitów. Ze względu na krótki czas korzystania z urządzenia nie byłem w stanie ocenić jego faktycznej wydajności, ale wyświetlacz z całą pewnością nie miał obiecanej jasności, w rzeczywistości był sporo ciemniejszy.

Posiadacz urządzenia mówił tylko, że jest to prototyp, który w dniu swojej premiery, w czerwcu, może mieć nieco inne podzespoły.

CAT S60 Tył

Najważniejsza funkcja CAT S60 to kamera termowizyjna stworzona przez FLIR.

Pozwala ona na zapisywanie zdjęć i filmów. Miałem okazję z niej korzystać i funkcja ta prezentuje się bardzo ciekawie. Zrobienie zdjęcia jest jednoznaczne z uzyskaniem dwóch obrazów – klasycznego oraz termowizyjnego. Jednym gestem można łatwo zmieniać widok obrazu lub widzieć różne części obrazu w poszczególnych trybach. Kamera działa dobrze, ale tylko do pewnej odległości. Według CAT S60 oddalona o kilkadziesiąt centymetrów ręka miała ponad 36 stopni Celsjusza. Z kolei głowa osoby znajdującej się 2-3 metry ode mnie miała według kamery… 18 stopni Celsjusza.

Jako że osoba ta była całkiem żywa, pomiar ten raczej nie był prawidłowy. Kamera nie ma problemu z rozpoznaniem śladu cieplnego pozostawionego na trzymanym przedmiocie. Ponadto znalazło się tu też kilka ciekawych opcji programowych. Można na przykład wybrać strefę w kształcie okręgu o dowolnym promieniu i dowiedzieć się, jaka jest w niej najniższa, największa i średnia temperatura.

Niestety rozdzielczość uzyskiwanych w taki sposób materiałów nie jest zbyt wysoka i wynosi zaledwie 640×480 pikseli, przy czym nie jest to rozdzielczość samej kamery termowizyjnej. Ta ma tylko 80×60 pikseli, a większy obraz powstaje przez nałożenie obrazu z kamery termowizyjnej i zwykłej kamery.

CAT S60

Ogólnie CAT S60 wydaje się bardzo udanym smartfonem, który spodoba się większości inżynierów i wydaje się wart swojej ceny wynoszącej 599 dol. Należy jednak pamiętać, że nie jest to sprzęt przeznaczony dla każdego. Urządzenie to zostało stworzone z myślą o inżynierach, pracownikach technicznych oraz kilku innych bardzo sprecyzowanych grupach użytkowników. Dlatego mimo że mamy do czynienia ze sprzętem niebanalnym, to przeciętny użytkownik nie dostrzeże jego zalet, a CAT S60 nigdy nie zdobędzie nawet ułamka popularności nowych modeli Samsunga, Huaweia czy LG.

Galaxy s9 przełom od Samsunga ?

Samsungi Galaxy S9 i S9+ trafią na rynek w 2018 roku. Już teraz pojawiły się informacje, dotyczące wyglądu nowych smartfonów oraz niektóre dane techniczne.

Flagowce Samsunga, a więc seria Galaxy S, to jedne z najbardziej rozpoznawalnych produktów koreańskiej firmy. Nic więc dziwnego, że premiera każdego kolejnego modelu wzbudza wiele emocji. I chociaż na następców S8 i S8+ przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać, to już teraz mamy nieco informacji o wyglądzie i specyfikacji nowych Samsungów.

Samsungi Galaxy S9 i S9+ będą podobne do aktualnie sprzedawanych S8 i S8+ (fot. jPzamora)

Z grafik wyraźnie wynika, że smartfon będzie „bezramkowcem”. Biorąc pod uwagę silny trend usuwania ramek ekranu, byłoby dziwne, gdyby przyszły flagowiec Samsunga je miał.

Galaxy S9 otrzyma tylny, podwójny aparat 16 MPix (fot. jPzamora)

Uzyskaliśmy tym samym także nieco danych w sprawie specyfikacji S9 i S9+. Obydwa urządzenia będą miały ekrany o proporcjach 18,5:9, w rozdzielczości QHD+. W Galaxy S9 przekątna ekranu wyniesie 5,8″, w większym Galaxy S9+ 6,2″. Wymiary telefonów to w przypadku S9: 144,1 x 68,1 x 8,0 mm, a w S9+: 155,2 x 73,4 x 8,1 mm.

S9+, podobnie jak poprzednik, będzie dość dużym smartfonem (fot. jPzamora)

Obydwa smartfony dostaną podwójny, tylny aparat o rozdzielczości 16 MPix oraz, także wyposażony w dwa moduły, przedni 12-megapikselowy. Niestety zabraknie złącza minijack. Nie ma też pewności, gdzie zostanie umieszczony czytnik linii papilarnych. Rozwiązanie, w ramach którego miał on być częścią ekranu, prawdopodobnie nadal jest testowane. Może się więc okazać się, że Samsung zdecyduje się na umieszczenie ich w tych modelach na tylnym panelu.

To oczywiście tylko render, ale patrząc na rysunki koncepcyjne powyżej, wydaje się być prawdopodobny (fot. Gizchina)

Prawdopodobnie S9 i S9+ będą pierwszymi smartfonami, korzystającymi z nowego SoC Qualcomm Snapdragon 845. Ten jednak, przynajmniej wedle dotychczasowych przecieków, nie zapowiada się jako „rewolucyjne” rozwiązanie. Dlatego Galaxy S8 i S8+, szczególnie po ostatnich obniżkach cen, są nadal bardzo dobrym wyborem dla wymagających użytkowników.

Iphone SE mały a wydajny !

 

 

Dlaczego nie chcę większego iPhone’a? Bo z każdym dniem używania iPhone’a SE coraz bardziej przekonuję się, że to dla mnie smartfon w rozmiarze idealnym.

Wygodnie obsługuję go jedną ręką, a przede wszystkim wygodnie używa poza domem: na ulicy, w tramwaju, w kolejce, na siłowni, podczas biegania, w podróży. No i zdecydowanie wygodniej nosi się go w kieszeni, nie tylko dlatego, że jest mniejszy od iPhone’a 6 i 6s, ale też dlatego, że jest od nich dużo lżejszy.

Zgrabny, poręczny. I do tego ładniutki.

Ale o tym wszystkim już pisałem. Co się stało, że doszedłem do wniosku, że nigdy nie kupiłbym już większego iPhone’a, gdyby tylko istniały 4-calowe flagowce?

Po prostu przestałem się oszukiwać, że telefon zastąpi mi komputer. Czy tablet.

I dzięki SE przypomniałem sobie, co to znaczy „urządzenie mobilne”.

Smartfon czy komputer?

Smartfony już dawno przestały być „mądrymi telefonami” i przeistoczyły się w komputery, które mieszczą się w naszych kieszeniach. Ale komputerami przecież do końca nie są.

Po półtora roku używania iPhone 6 i 6s przekonałem się, że dużych rozmiarów smartfony tak naprawdę nie są idealne do niczego: są za duże, żeby wygodnie obsługiwać je jedną ręką, używać „na ulicy” i nosić np. w kieszeni – nie są więc do końca mobilne, a z drugiej strony są za małe, żeby wykonywać na nich wiele czynności, które najwygodniej robić nam na tablecie czy laptopie: dłuższe czytanie, pisanie, praca, czy bardziej wymagająca komunikacja (ile razy każdy z nas słyszał: „Na iPhonie odpowiadam na krótkie maile, ale żeby napisać dłuższą wiadomość przesiadam się na laptopa”).

Po kilku tygodniach używania SE uświadomiłem sobie, że iPhone 6/6s nie spełniał się w 100% w żadnym zadaniu: nie sprawdza się do końca jako urządzenie przenośne, i jest za mały, żeby wygodnie przeczytać na nim gazetę, napisać kilka dłuższych maili, albo obejrzeć odcinek serialu czy film.

Do niektórych z tych zadań najlepiej nadaje się dla mnie tablet (czytanie książek, gazet, przeglądanie stron internetowych, Facebooka, oglądanie zdjęć), do innych komputer (praca, pisanie maili, szybkie przeszukiwanie sieci).

Coraz więcej z tych aktywności przenosiłem (wszyscy zresztą przenosimy) na smartfona, z prostej przyczyny: bo to urządzenie, które zawsze mamy przy sobie. Często też dlatego, że smartfon jest najszybszym z naszych urządzeń.

Nie lubię czytać książek na iPhonie, ale to robię, bo akurat nie mam przy sobie iPada (nie wspominając już o książce w wersji papierowej). Nie lubię czytać gazet na iPhonie, ale to robię, bo nie chce mi się taszczyć wszędzie tabletu (a kiosku „Ruchu” nie spotka się już na każdym kroku). Nie lubię pisać dłuższych maili (ba, nawet dłuższych SMSów) na iPhonie, ale to robię, po nie noszę zawsze ze sobą laptopa.

I to się oczywiście nie zmieni. Ale teraz widzę wyraźnie, że nie ma prawie żadnej różnicy, czy te niechciane czynności wykonuję na 4- czy 4,7-calowym telefonie.

iPhone SE za to idealnie wywiązuje się z roli urządzenia mobilnego – jest mały i lekki, przez co niesłychanie poręczny.

Dzięki niemu odzyskałem przyjemność korzystania ze smartfona, którą zatraciłem gdzieś podczas kilkunastu miesięcy spędzonych z modelem 4,7-calowym.

Oczywiście każdy ma swoje upodobania i nie dla każdego 4-calowy telefon będzie idealny. Dla kogoś idealnym telefonem będzie Galaxy Note, ktoś inny nie będzie chciał się rozstać z malutką Nokią albo starym Ericssonem z klapką.

Wiele osób krytykuje decyzję Apple o ciągłym powiększaniu swojego porfolio o coraz to nowsze modele, ale to jest właśnie jedyna rozsądna rzecz, którą firma z Cupertino może w tym momencie zrobić: liczba użytkowników ich urządzeń zbliża się do miliarda – nie ma jednego rozmiaru smatfonu, tabletu czy laptopa, który będzie idealny dla wszystkich tych osób.

Dla mnie perfekcyjne wymiary ma iPhone SE, dla kogoś innego taki będzie model 4,7-calowy, a inni z kolei nie wyobrażają sobie życia bez 5,5-calowego iPhone’a Plus, który w zasadzie zastępuje im też tablet.

Tak samo z iPadami. Tak samo z Macami.

Dlatego cieszę się, że Apple coraz bardziej rozszerza swoją ofertę i z niecierpliwością czekam na przyszłorocznego iPhone’a (8?), który dzięki zastosowaniu ekranu edge-to-edge może w obudowie dzisiejszego iPhone’a SE zmieścić wyświetlacz większy, niż 4-calowy.

W tej chwili korzyści, jakie daje mniejszy rozmiar telefonu i jego mniejsza waga, zdecydowanie przewyższają małą niedogodność, jaką jest mniejszy o 0,7-cala ekran.

Iphone X przełom od apple ?

Jeszcze przed wrześniową konferencją wiedziałem, że iPhone X wyląduje w mojej kieszeni. Wreszcie producent wprowadził jakiś powiew świeżości. Telefon wbrew obawom udało się zdobyć w dniu jego światowej premiery – ale nie z Apple Store. Telefony sprzedawali Play oraz Orange.

iPhone X – wyjmujemy z pudełka.

Opakowanie nowego telefonu niezbyt różni się od tego, w którym dostarczane były poprzednie telefony. To zwykły biały prostopadłościan. Po otwarciu i zdjęciu tektury, pełnej zbędnej makulatury, oczom od razu ukazuje się iPhone X. Pod nim można znaleźć ładowarkę, kabel Lightning, słuchawki EarPods (również ze złączem Lightning) oraz adapter minijack.

W zeszłym roku przesiadłem się z iPhone’a 6s na iPhone’a 7 Plus z 5,5-calowym wyświetlaczem. iPhone X, chociaż ma ekran o dłuższej przekątnej od Plusa (aż 5,8-cala!), przypomina gabarytami modele 4,7-calowe. Taki mały telefon to miła odmiana. Chociaż przyzwyczaiłem się do modelu z Plusem, to z iPhone’a X korzysta się znacznie bardziej komfortowo.

Obudowa – czy sprawia wrażenie premium?

iPhone 5s (oraz SE) podobają mi się pod względem wykonania znacznie bardziej niż klepane na jedno kopyto iPhone’y 6, 6s, 7 i 8. iPhone’owi X co prawda pod względem designu bliżej do czterech ostatnich modeli, ale od samego początku robi dobre wrażenie. Szklana obudowa i stalowa ramka to świetne połączenie. Telefon jest dobrze wyważony. Nie ucieka z dłoni.

iPhone X jest dostępny w dwóch wersjach kolorystycznych. W tym roku zdecydowałem się na smartfon w kolorze srebrnym z białymi pleckami z dwóch powodów. Po pierwsze, dotychczas miałem iPhone’y w niemal każdej innej wersji kolorystycznej. Po drugie, Apple wreszcie zdecydował się dać do srebrnego modelu czarny front. Na żywo wygląda jeszcze lepiej, niż na zdjęciach.

Gdzie są piksele?

5,8-calowy ekran iPhone’a X ma rozdzielczość 1125 na 2436 punktów, co przekłada się na proporcje 19,5:9 i zagęszczenie pikseli na poziomie 458 ppi. Obraz jest ostry jak żyleta i ma fenomenalne kolory. Niestety ze względu na matrycę OLED typu pentile, jeśli spojrzy się na ekran pod kątem, pojawiają się delikatne niebieskie przebarwienia. Taka specyfika tych ekranów.

 

Ciekaw jestem, jak w przypadku tego telefonu wypadnie technologia True Tone, która dopasowuje temperaturę barw do warunków oświetleniowych otoczenia. Myśląc o niej, nie mogę jednak przeboleć, że ekran z iPhone’a X nie wspiera Pro Motion, czyli odświeżania ekranu w 120 Hz. Ta technologia trafiła do iPada Pro 10,5. Za to iPhone X ma u mnie sporego minusa.

Słoń w pokoju, czyli notch.

Apple reklamuje iPhone’a X jako telefon bezramkowy, co jest sporym nadużyciem. Wyświetlacz zajmuje dokładnie 82,9 proc. frontu. Same ramki faktycznie są cieniutkie, a jeśli pominąć notch kryjący kamerę i sensory, wyświetlacz faktycznie rozciąga się niemal na całą powierzchnię przedniego panelu. Pięknie za to wygląda symetryczny dół.

W praktyce telefon prezentuje się fenomenalnie. Na garb u góry nadal zwracam uwagę, zwłaszcza podczas oglądania pełnoekranowego wideo w poziomie, ale (bardzo) powoli przestaje wychodzić on na pierwszy plan. Za kilka dni pewnie przestanę o nim w ogóle myśleć. Na szczęście smartfona w widoku poziomym używam bardzo rzadko.

 

Wielka niewiadoma, czyli Face ID.

Nowy system zabezpieczeń biometrycznych wzbudzał od początku nie mniejsze emocje, niż pypeć dzielący górną część ekranu na dwie części. Czy będzie tak samo niezawodny i szybki jak Touch ID? A może jego zastosowanie sprawi, że posiadacze iPhone’ów wrócą do wklepywania kodu PIN? Na miarodajną ocenę tego elementu przyjdzie czas za kilka dni.

Jak na razie mogę potwierdzić, że konfiguracja Face ID faktycznie jest dużo szybsza niż skanowanie odcisku palca. Jak do tej pory telefon radzi sobie z identyfikacją mojej twarzy wzorowo, ale nie da się ukryć – wymaga zmiany przyzwyczajeń. Jeśli zaś chodzi o animoji, to skwituję to jednym słowem: 💩.

E.T. phone home?

Face ID to nie jedyne, co zmienia sposób obsługi telefonu. Z iPhone’a razem z Touch ID zniknął ikoniczny przycisk Home, który pozwalał na przejście do ekranu głównego, uruchomienie Siri i włączenie listy ostatnio otwartych aplikacji. To zmiana z gatunku tych fundamentalnych.

 

Zamiast przycisku pojawił się poziomy pasek: home indicator. Aby odblokować telefon, trzeba przesunąć palec delikatnie do góry. Menu przełączania aplikacji wywołuje się podobnym, ale znacznie dłuższym gestem. Nadal odruchowo próbuje docisnąć ekran w miejscu, w którym w poprzednim modelu był guzik.

Czy naprawdę nie dało się tego rozwiązać inaczej?

Już w iPhonie 7 pojawił się dotykowy przycisk. Ekrany od iPhone’a 6s w górę wspierają rozpoznawanie siły nacisku dzięki technologii 3D Touch. Nie widzę powodu, by kazać milionom ludzi walczyć z pamięcią mięśniową, którą programowali przez ostatnią dekadę, skoro można było wywoływanie ekranu głównego realizować dociśnięciem ekranu u dołu.

Denerwuje mnie to tym bardziej, że ze względu na home indicator, Centrum Sterowania w iPhonie X wywołuje się inaczej: przeciągając do dołu palcem z prawego górnego rogu. Ta zmiana irytuje mnie chyba jeszcze bardziej niż brak guzika. Ale kto wie – może się do tego przekonam? Odwrócony kierunek scrollowania w myszy też kiedyś uważałem za herezję…

Szybkość działania? Jak rakieta.

Co roku biorąc nowego iPhone’a do ręki, nie mogę się nadziwić, jaki jest szybki. Wszystkie aplikacje otwierają się błyskawicznie, a animacje są niezmiernie płynne – chociaż telefon ma „tylko” 3 GB pamięci operacyjnej. Po raz kolejny Apple udowadnia, że głęboka integracja software’u i hardware’u czyni cuda.

 

Zaczynam się jednak zastanawiać, czy Apple specjalnie nie obniżyło wydajności w poprzednim modelu iPhone’a wraz z aktualizacją do iOS 11, by po przesiadce klienci odczuli zwiększenie płynności działania. Niewykluczone, że sobie to po prostu wmawiam, a układ A11 Bionic faktycznie jest tak diabelsko szybki.

Nowy iPhone i nowy aparat.

Telefon kupiłem rano, więc jeszcze nie wiem, jak radzi sobie w warunkach nocnych. Zdjęcia wykonane w ciągu dnia są jak zwykle fenomenalne. Spore wrażenie robi przedni obiektyw, który obsługuje nowy tryb portretowy oraz kamera kręcąca wideo w 4K i 60 klatkach na sekundę.

Dokładne testy aparatu iPhone’a X przeprowadzi nasz specjalista od fotografii, czyli Marcin Połowianiuk. Możecie liczyć na szczegółowe porównanie go do poprzednika oraz innych topowych smartfonów. Już teraz jednak widzę, że zapowiada się naprawdę wyrównana walka.

Iphone 8 Rewolucja czy wpadka ?

Miałem okazję pobawić się przez ostatnie dni iPhone 8 Plus i muszę przyznać, że ten telefon do duże rozczarowanie. Owszem jest szybki i robi dobre zdjęcia, ale niestety to flagowiec, który nie nadąża za konkurencją w wielu aspektach.

Wygląd iPhone 8 to żart

Apple w iPhone 8 nawet nie próbuje dorównać konkurencji. Wprowadzenie szklanego tyłu wcale w tym nie pomaga, nie mówiąc o tym, że jest to średnio użyteczne rozwiązanie. Z kolei olbrzymie jak na te czasy ramki pokazują, że to design sprzed kliku lat. Kiedyś akceptowalny i uznawany za nowoczesny, dziś archaiczny i mało funkcjonalny. Praktycznie każdy flagowy telefon konkurencji wygląda lepiej.

Wygląd to nie wszystko?

Zaraz ktoś powie – hola hola przecież telefonu nie kupuje się dlatego, że dobrze wygląda? Nerd i geek pewnie kieruje się czymś więcej, natomiast wiele osób ceni sobie dobry wygląd i nowoczesny design w telefonie. Szczególnie kiedy za nowoczesnością i designem idzie również użyteczność i funkcjonalność.

Jeśli chodzi o bebechy, tak jak już pisaliśmy iPhone oczywiście nie zawodzi – mocny procesor, dobre kamery to wszystko nadal jest cechą charakterystyczną Apple. Nadal jednak ekran to tylko Full HD i nadal Samsung ze swoim Super Amoled wygrywa w porównaniu. Wprowadzenie Dolby Vision czy wideo 4k w 60 klatkach na sekundę to dobre dodatki, ale raczej goniące za tym, co robi konkurencja niż wyprzedzające ją technologicznie.

Apple nadrobiło natomiast straty, jeśli chodzi o szybkie ładowanie i ładowanie bezprzewodowe. O ile w przypadku tego drugiego rozumiem dodatkowy koszt, o tyle brak zasilacza do szybkiego ładowania w zestawie uważam za kpinę. Funkcje portretowe są ok (choć nie zawsze działają tak jak należy), ale nie ma tego, co jest najbardziej potrzebne. Nadal nie ma płatności zbliżeniowych od Apple w Polsce. Wydając na nowy telefon 4k PLN i więcej zaliczyłbym, więc funkcjonalny regres. Oczywiście to nie jest wina iPhone 8, ale fakt jest faktem, że innymi telefonami sprzedawanymi w Polsce da się płacić zbliżeniowo, korzystając z technologii NFC. Apple natomiast ściśle kontroluje dostęp do NFC.

Brak złącza słuchawkowego nadal irytuje. Wiem, że to nie jest cecha iPhone 8, ale dziedziczenie po poprzednim modelu. Dziwacznie jednak wygląda tak gruby i mało zgrabny telefon, który takiego złącza nie ma, w porównaniu do zgrabnej i nowoczesnej konkurencji, która je oferuje. Ktoś powie, że to była strategiczna decyzja Apple, niezwiązana z designem i kontrakcją telefonu, ale to tylko gdybanie.

Seria iPhone 8 wygląda jak zrobiona od niechcenia : bo można, bo ludzie kupią, bo to Apple, bo to prestiż? Gdzie są emocje jakie w tych czasach powinien dostarczać nowy flagowy telefon? Nie mówcie mi tylko, że są one nie ważne – przecież Apple między innymi na emocjach buduje swój marketing.

Dla kogo?

Jeśli macie iPhone 6 lub iPhone 7, to przed zakupem wersji 8 polecam gorąco przejść się do sklepu, aby organoleptycznie sprawdzić czy będziecie zadowoleni z przesiadki. Nie twierdzę, że każdy ma takie oczekiwania jak ja i może wielu osobom podobać się ta stylistyka flagowca Apple. Ja mam jednak dużo większe oczekiwania po telefonie największej firmy technologicznej na świecie.

Jeśli nie interesuje was tak bardzo wygląd i wykonanie, a bardziej stawiacie na wydajność, dobry system i dobre zdjęcia, to na pewno z iPhone 8 będziecie zadowoleni. Pytanie, czy za taki przeskok warto płacić 4 000 PLN? Czy skok w wydajności czy jakości zdjęć na pewno uzasadnia ten wydatek?

Xaomi mi 6

Znalezione obrazy dla zapytania xiaomi mi6 recenzja

Mi 6 to szklana konstrukcja i nie znajdziecie tu metalowych wstawek. Wszystko jest tu dobrze i dokładnie spasowane choć mam jedną uwagę. Przyciski głośności delikatnie przesuwają się do góry i do dołu. Nie wiem czy taki był zamysł, czy to raczej błąd konstrukcyjny. Tak czy inaczej, Mi6 sprawia wizualnie dobre wrażenie, choć trudno uznać by był to telefon oryginalny. Szklana konstrukcja oznacza natomiast, że sprzęt szybko się brudzi.

Mi6 niestety nie jest wodoodporny, co w dzisiejszych czasach jest dla mnie niezrozumiałe. Owszem, lekkie zachlapania przeżyje, ale nie spodziewajcie się niczego więcej.

Z tyłu dwie soczewki aparatu, na lewej ściance tacka na kartę nanoSIM lub dwie karty nanoSIM. Na prawej ściance przycisk włączania i przyciski głośności. Na dole natomiast port USB typu C. I to tyle. Tak, dobrze widzicie, nie ma minijacka. Na szczęście w pudełku znalazła się potrzebna przejściówka. Umieszczony na froncie czytnik linii papilarnych działa sprawnie, posłuży również do blokowania na przykład aplikacji czy galerii.

Telefon dobrze leży w dłoni i w niej nie ślizga. Ale tylko jeśli założycie gumowy pokrowiec, który dołączono do zestawu.

Ekran smartfonu

Wyświetlacz to IPS o przekątnej 5,15 cala. Oferuje rozdzielczość jedynie FullHD. Nie dajcie sobie jednak wmówić że to za mało. Przy takim ekranie 1080 na 1920 w zupełności wystarczy, zarówno do przeglądania stron czy oglądania multimediów. Wyświetlacz jest czytelny w każdych warunkach oświetleniowych, kontrast mógłby być minimalnie lepszy, za to nie przyczepię się w ogóle do kątów widzenia.

Wydajność w smartfonie Xiaomi

W telefonie zastosowano topowe podzespoły – mamy tu Snapdragona 835, którego znacie z najnowszych flagowców. Wspiera go układ graficzny Adreno 540. Do tego 6 GB pamięci ram UFS 2.1 więc o wydajność możecie być spokojni. Jeśli ktoś nie wierzy, wystarczy zerknąć na wyniki benchmarków. To naprawdę szybki telefon i nie udało mi się go obciążyć na tyle, by cokolwiek przycinało. Przy 6 GB RAM-u w tle może pracować wiele aplikacji i nie wpłynie to na komfort użytkowania czegokolwiek.

System Xiaomi Mi6

Android 7.1.1 Nougat zmodyfikowany nakładką systemową MIUI. Podobnie jak wcześniej, zachwyca ale i onieśmiela możliwościami konfiguracji. Obsługuje motywy, pozwala sterować działaniem diody powiadomień, skalować obraz do przekątnej, klonować aplikacje, tworzyć przestrzenie czyli osobne interfejsy użytkownika. Tak naprawdę o MIUI można byłoby zrobić osobne wideo i pewnie trudno byłoby pokazać wszystko.

Bateria

3350 mAh nie robi wrażenia, ale trudno oczekiwać większego akumulatora w smukłym telefonie tych rozmiarów. 5 godzin na ekranie i około jednego dnia działania na jednym ładowaniu. Nie są to rewelacyjne wyniki, ale wpisują się w tak zwany standard. Owszem, chciałoby się więcej, ale sami wiecie, że do takich wyników trzeba się przyzwyczaić.

Aparaty w Xiaomi Mi6

Mogłoby się wydawać, że dwa aparaty zapewnią rewelacyjną jakość zdjęć i filmów, tak jednak nie jest. Ale po kolei. Mamy tu standardowy obiektyw i teleobiektyw do zdjęć portretowych. Pierwszy ma światło f 1.8, drugi f 2.6. – i to ten drugi odpowiada za fajną opcję 2-krotnego przybliżenia, ponadto rozmyje tło. Mi6 oferuje zdjęcia w rozdzielczości 1 ,2 MPX. Wspomniałem, że aparaty nie są rewelacyjne i widać to przede wszystkim w słabszych warunkach oświetleniowych. W nocy aparat gubi nie tylko detale ale i ostrość, oprogramowanie automatu wespół z sensorami nie jest w stanie zrobić naprawdę dobrego zdjęcia. Do smartfonowej czołówki jest naprawdę daleko. Ba, daleko jest nawet do Samsunga Galaxy S7.

Przedni aparat to natomiast 8 megapikseli. Jest naprawdę przeciętny, w gorszych warunkach oświetleniowych natomiast rozczarowujący.

Na pochwałę natomiast zasługuje aplikacja aparatu. jest naprawdę rozbudowana, oferuje wiele trybów, w tym zdjęcia kwadratowe, tryb nocny, profesjonalny. Można tam sterować balansem bieli, ustawić ostrość, ISO albo wybrać jeden z obiektywów.

Aparaty zdecydowanie lepiej sprawdzają się w dobrym świetle. Nie ma już problemów z szumami, autofocusem czy zakresem totalnym.

Jeśli chcecie kupić Xiaomi Mi6, zdecydowanie korzystniej będzie sprowadzić urządzenie z Chin. W takim na przykład Gearbeście za wersję z 6GB RAMU i 64 GB pamięci wewnętrznej zapłacicie około 1600-1700 złotych. W polskich sklepach będzie to już 1999 złotych.

Czy warto? Tak, również w Polskiej dystrybucji. Telefon ma wady, w tym brak wodoszczelności i brak portu minijack. Aparaty nie są rewelacyjne, natomiast wydajność już tak. To naprawdę mocny flagowiec, który przy okazji wygląda solidnie oferując to samo lub niewiele mniej niż dużo droższe flagowce konkurencji. A jeśli zdecydujecie się na zakup z chińskiego sklepu, stosunek ceny do jakości będzie wręcz rewelacyjny.

Mkrzyżak Blog

Świat Nowości

Discover WordPress

A daily selection of the best content published on WordPress, collected for you by humans who love to read.

The Daily Post

The Art and Craft of Blogging

WordPress.com News

The latest news on WordPress.com and the WordPress community.